wtorek, 12 maja 2015

Kosmetyczne zakupy


Witajcie,

W dzisiejszym poście chciałabym się podzielić moimi włosowymi (i nie tylko) zakupami drogeryjnymi :) Wśród nich z pewnością znajdziecie zarówno nowości, jak i hity, które macie w swoich kosmetyczkach. Część zdążyłam już przetestować i poniżej znajdziecie ich recenzje.


Ostatnia promocja w Rossmannie sprzyjała temu, by uzupełnić zbiory. Kupiłam jedynie podkład Rimmel Wake Me Up (oczywiście teraz żałuję, że nie wzięłam jeszcze Bourjois Healthy Mix ;), tusze wodoodporne Maybelline Sensational dla siebie i dla mamy oraz trzy pomadki.





Poniżej od lewej: Miss Sporty Perfect Colour w kolorze 022, Wibo Matte Intense w kolorze 4 oraz błyszczykowa pomadka do ust Lovely, kolor 01.





Poniżej widać też paski oczyszczające na nos z węglem aktywnym firmy Cettua. Mam dość spory problem z zaskórnikami na nosie i policzkach, dlatego postanowiłam je wypróbować. Byłam ich bardzo ciekawa, zdawałam sobie jednak sprawę, że cudów nie zdziałają i dużo się nie pomyliłam. Oczywiście działają zdecydowanie lepiej niż domowa maseczka z żelatyny, po której u mnie efektów brak. Paski radzą sobie z niewielkimi zaskórnikami i oczyszczają płytkie pory.







Tutaj nowość firmy Marion - Kuracja przeciwstarzeniowa do włosów. Nazwa trochę dziwna, bo niby jak maska i spray mają "odmłodzić" włosy? Chodzi po prostu o ich odżywienie i regenerację. Poniżej zamieszczam tylko zdjęcia, gdyż na temat tego zestawu przygotuję osobny wpis.





Odżywka Nivea Long Repair, której 5 minut sławy jeszcze nie przeminęło. Bo gdyby tak było, to bym o niej nie usłyszała i zapewne jej nie kupiła. Użyłam jej tylko raz, ale żeby móc wypowiedzieć się na jej temat, muszę poddać ją dalszym testom :)





Pierwszą styczność z kosmetykiem do włosów typu spray miałam przy zakupie wcześniej wspomnianego sprayu Marion. Odżwianie i zabezpieczanie włosów w ten sposób na tyle mi odpowiada, że nie mogłam przejść obojętnie obok promocji w Biedronce, gdzie kupiłam dwufazową odżywkę Gliss Kur Ultimate Oil Elixir. Spray jest naprawdę cudowny i wart swej ceny. Sprawia, że włosy są mięciutkie, sypkie i się nie puszą. Na jednej buteleczce na pewno się nie skończy.


Ostatnią rzeczą, którą chciałam pokazać jest suchy szampon, o którym pisała Anwen. Szczerze mówiąc, jest to mój pierwszy tego typu szampon i nadal nie mogę się do niego przekonać. Używam go tylko tylko wtedy, gdy naprawdę nie mam innego wyjścia. Wolę umyć włosy tradycyjnym sposobem i mieć pewność, że są one czyste.


To tyle, jeśli chodzi o moje zakupy. Czy Wy również skorzystałyście z drogeryjnych promocji? Czy miałyście styczność z kosmetykami, które kupiłam?

Pozdrawiam :)

piątek, 10 kwietnia 2015

Zapuśćmy się na wiosnę, czyli letnie zapuszczanie czas zacząć :)


Niedawno dołączyłam do akcji Ewy Zapuśćmy się na wiosnę, co bardzo mnie ucieszyło, gdyż niedawno ścięłam równiutkie 10 cm i jestem zmotywowana, be je jak najszybciej odzyskać. Nadal mi się marzą włosy długie do pasa! :) Ale spokojnie, i na to przyjdzie czas!

Startuję więc z długością równą 53 cm mierzoną od czubka głowy i 66 cm mierzoną metodą doktora George'a Michael'a, od linii włosów, (tutaj możecie poczytać o sposobach mierzenia włosów). Jako że do końca akcji pozostały tylko dwa miesiące, zdecydowałam, że moim celem będzie 57 cm, czyli 2 cm na miesiąc. Pomyślałam, że dobrym pomysłem jest obranie sobie celu, gdyż pomoże mi to w utrzymaniu włosowych postanowień :)


Oto preparaty, których będę regularnie używać:
- tabletki drożdżowe Lewiatan, 2 tabletki 3 razy dziennie,
- herbatka ze skrzypu 2 razy dziennie,
- olejowanie włosów 3 razy tygodniowo,
- laminowanie włosów (do którego zbytnio nie mogę się przekonać, bo zabieg ten nie należy do najprzyjemniejszych).


Na poniższym zdjęciu możecie zobaczyć stan i długość moich włosów. Przed wykonaniem zdjęcia nałożyłam nowo zakupioną odżywkę Alberto Balsam z ekstraktem z jabłka i nasion winogron. Gdy włosy były lekko wilgotne, podsuszyłam je chłodnym nawiewem.




Jestem ciekawa, czy uda mi się osiągnąć te 57 cm do czerwca :)
Czy Wy również zapuszczacie włosy na wiosnę?

wtorek, 7 kwietnia 2015

Jak mierzyć włosy?



Zapewne wiele z Was (coś mi mówi, że nawet jakieś 98% :) przechodziło przez etap zapuszczania włosów, w tym oczywiście ja. Zawsze odbywało się to w ten sposób, że co jakiś czas "na oko" mierzyłam włosy miarą krawiecką od czubka głowy. Oczywiście, byłam świadoma, że nie da mi to zbyt wiarygodnych wyników, nigdy natomiast nie przyszło mi do głowy, że wszystko mogę robić źle. Poniżej wnioski :)


Długość włosów


Kiedy mierzyć?

To absolutnie obojętne, kiedy będziecie mierzyć włosy; rano, po południu czy wieczorem. Wszystko jedno, ale z małym wyjątkiem. Należy, a nawet trzeba wybrać jeden dzień w miesiącu, np. pierwszy lub ostatni, w którym wyciągniecie miary. No i nie przystaniecie na jednym miesiącu, tutaj liczy się regularność. Dzięki temu będziecie miały obraz tego, ile dokładnie urosły Wasze włosy i jakie kosmetyki lub preparaty sprawdziły się najlepiej.




Jak mierzyć?

No właśnie, jak? Na blogach możecie poczytać o wielu metodach, np. mierzenie pasemka kontrolnego, co moim zdaniem jest całkiem bez sensu. Posiadaczki włosów cieniowanych będą nawet miały problem z ustaleniem takiego, a co dopiero potem odszukiwać go po miesiącu i zastanawiać się czy to było TO pasemko, czy może to trochę niżej? Tylko że to pasemko trochę niżej jest już innej długości :) Takie pasemko można bardzo łatwo zgubić.

Pod lupę można też wziąć metodę mierzenia włosów od czubka głowy. Ta również nie jest najlepszą, gdyż nie daje dokładnych wyników. Wydaje się Wam, że mierzycie od czubka, a tymczasem mierzycie 2 cm wyżej lub niżej ;) Chyba że staniecie pod ścianą, zaznaczycie na niej czubek głowy pod kątem prostym, przyłożycie miarkę, znów staniecie pod ścianą i zaznaczycie długość włosów. Ale kto by chciał się w to bawić, no i niszczyć ścianę :)

Sądzę, że najlepszą metodą jest metoda doktora George'a Michael'a. Na czym ona polega? Nic bardziej prostego, wystarczy zaczesać włosy do tyłu i zmierzyć je zaczynając od linii włosów.

Polecam tę metodę, jeśli chodzi o kontrolowanie wzrostu włosów.


Gęstość włosów

Tutaj mowa o obwodzie, bo będziemy mierzyć obwód najczęściej kucyka, ale można to robić też przy pomocy warkocza.


Jak mierzyć?

Wystarczy dokładnie zebrać grzebieniem lub szczotką włosy w kitkę, związać włosy (pamiętając, by nie zrobić tego zbyt lekko), następnie delikatnie zsunąć gumkę o jakieś 1,5 cm i zmierzyć włosy miarą krawiecką właśnie w tym miejscu, w którym początkowo była gumka.


Włosy zmierzone? No to zajrzyjcie do tabelki:


Obwód włosów Gęstość włosów
od 1 cm do 5 cm Rzadkie
ponad 5 cm do 10 cm Średnie
ponad 10 cm Gęste


Przyznam się bez bicia, że gęstość moich włosów wynosi 6,5 cm. Szczerze mówiąc, jest lepiej, niż przypuszczałam.



Jestem ciekawa, jak gęste i długie są Wasze włosy?



Pozdrawiam :)

środa, 1 kwietnia 2015

Kokosowa mgiełka do włosów z olejkiem lawendowym
























Jeśli przeczytaliście mój poprzedni post to wiecie, że ścięłam włosy. Wypadałoby więc zacząć dbać o końcówki jeszcze bardziej, by utrzymać ich zdrowy stan jak najdłużej. Zaczęłam więc się rozglądać za silikonowymi mgiełkami chroniącymi końce (m.in. ta z Gliss Kur), wstyd przyznać, ale wcześniej nie zabezpieczałam włosów w żaden sposób.

























W końcu zdecydowałam, że świetnym pomysłem byłoby zrobienie takiej mgiełki. Przy okazji nie zawierałaby ona szkodliwych dla włosów składników i chroniłaby w naturalny sposób :)


Jedyne, co potrzebujecie do wykonania mgiełki*, to:

  • buteleczka z atomizerem,
  • ciepła, przegotowana woda
  • 3-4 łyżeczki oleju kokosowego płynnego (lub innego, który jest lubiany przez Wasze włosy),
  • 7-10 kropli olejku eterycznego lawendowego (opcjonalnie).


A oto, jak zrobić:

Ciepłą wodę należy przelać do butelki do mniej więcej 3/4 wysokości. Następnie dodać olej kokosowy** i eteryczny. Lekko wstrząsnąć i zaczekać, aż olej kokosowy się rozpuści.




* Ilości składników podanych wyżej są dla buteleczek o pojemności 100 ml. Jeśli macie butelkę o pojemności 50 ml, przygotujcie mgiełkę z połowy podanych ilości.

** Należy pamiętać, aby dodać olej kokosowy płynny (np. taki), gdyż ten w stanie stałym powróci do swojego pierwotnego stanu. Jak pisałam wcześniej, możecie też dodać inne oleje, które Wam pasują.

Ja zdecydowałam się na olej kokosowy, gdyż świetnie działa na moje włosy; odżywia je, wygładza i nawilża. Do tego olejek lawendowy, który przedłuża świeżość włosów i sprawia, że pięknie pachną. Mgiełkę możecie także wmasować w skalp. Dzięki temu olejek lawendowy ograniczy wydzielanie łoju.


Pamiętajcie, by wstrząsnąć mgiełkę przed każdym użyciem i natychmiast spryskać włosy.























Dajcie znać, jakich mgiełek używacie

Pozdrawiam :)

niedziela, 22 marca 2015

Moje włosy - pierwsza miesięczna aktualizacja







O włosy świadomie dbam już od ponad roku. Wypróbowuję rozmaite maski i odżywki, oleje i olejki, czekam na nowości na półkach w celu znalezienia "tego jedynego". Staram się sprawdzić, co moje włosy lubią najbardziej. Przez ostatni rok sporo się o nich dowiedziałam, a w międzyczasie sporo mi urosły. Wraz z ich wzrostem rosła moja radość. Nigdy jednak nie miałam dłuższych włosów niż te 60 cm, ale ostatnio zaczęłam zdawać sobie sprawę, iż moje "końcówki" (około 10cm!), pomimo prób przywrócenia ich zdrowego stanu, nigdy takie nie będą.

W zeszłym tygodniu postanowiłam się ich pozbyć. Cieszę się, że się na to zdobyłam, bo moje włosy zostały odciążone od suchych i rzadkich końców. Zresztą, na wiosnę częściej rozpuszczamy włosy, a wstyd by było każdej szanującej się Włosomaniaczce nie móc się pochwalić zdrowymi :)



Moja obecna pielęgnacja:

Mycie: szampon Babydream, tutaj nie będę oryginalna :) Jak mi się skończy, to przejdę na szampon dla dzieci Nivea, gdyż Babydream straszliwie plącze mi włosy.

Oczyszczanie: szampon rewitalizujący Yves Rocher, 1 raz na dwa tygodnie. Myślicie, że powinnam oczyszczać częściej?

Olejowanie: olej kokosowy, około 3-4 razy w tygodniu co najmniej 3 godziny.

Maski: Kallos Keratin (najczęściej), Henna WAX

Zabezpieczanie końcówek: oryginalny olejek arganowy z Maroka, przywieziony przez moją mamę :) Jeśli chodzi o zabezpieczanie końcówek, to jest to mój świeży pomysł, nigdy wcześniej jakoś specjalnie nie dbałam o nie.

Suplementy: drożdże w tabletkach Lewiatan 2 tabletki 3 razy dziennie. Zażywam je dopiero od półtora tygodnia, za miesiąc zdam relację, czy włosy urosły więcej niż zwykle.


To, że ścięłam włosy nie oznacza, że mam zamiar przestać dążyć do wymarzonej długości. Wręcz przeciwnie, o włosy będę dbać jeszcze bardziej! :)


PS Nie wiem czemu, ale włosy po prawej stronie są widocznie ciemniejsze. Zdjęcie po lewej lepiej oddaje ich prawdziwy kolor.


Oczyszczające płatki do twarzy TAMI




Znowu zostałam skuszona nowością! Pomyślałam, że takie zwilżone płatki doskonale sprawdzą się w podróży, ale i warto je trzymać w szufladce lub na półce przy łóżku. Czasem, gdy zapominam o demakijażu lub gdy wracam w środku nocy do domu, zwyczajnie nie mam siły na demakijaż i mam jedynie ochotę zapaść w głęboki sen.

Niestety, płatki nie są najlepszym pomysłem na codzienny demakijaż, gdyż z tym nie radzą sobie najlepiej. Warto je za to stosować do usuwania resztek makijażu.

































Skład: Aqua, Olus Oil, Allantoin, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Cucumis Sativus Extract, Lauryl Glocosoide, Polyglyceryl-2 Dipolyhydroxystearate, Cocamidopropyl Betaine, Glyceryl Oleate, Dicaprylyl Carbonate, Caprylic/Capric Triglyceride, Polyglyceryl-4 Caprate, Phenoxyethanol, Parfum, Benzoic Acid, Sodium Benzoate, Glycerin, Dehydroacetic Acid, Citric Acid, Sodium Citrate.
Nie zawiera: Parabenów, PEG, Alkoholu, Mineralnych Olejów, Silikonów.
Testowany dermatologicznie.


Cena: 5,49zł/ 1 opakowanie 70 sztuk (Rossmann)


Płatki są równomiernie nasączone odświeżającym wyciągiem z ogórka i aloesu, które delikatnie nawilżają i koją podrażnioną cerę. Dodatkowo, są zamknięte w plastikowym, zakręcanym słoiczku, co chroni je przed wysuszeniem. Jak pisałam wcześniej, są dobrym wyjściem, gdy wybieramy się w podróż i nie chcemy zabierać miliona kosmetyków. Krem nawilżający na dzień? Na noc? Tonik? Płatki pełnią rolę wymienionych powyżej ;)
Dobrze usuwają zanieczyszczenia i odświeżają cerę zarówno przed makijażem, jak i w środku dnia, gdy dajemy skórze wolne i nie nakładamy makijażu.
































PLUSY
+świetne rozwiązanie dla kobiet w każdym wieku i żyjących w pośpiechu,
+są bardzo delikatne i mają łagodne działanie,
+pozwalają na szybkie odświeżenie w ciągu dnia, bądź po siłowni i zapewniają uczucie czystości i świeżości


Zdawać by się mogło, że takie płatki to idealne rozwiązanie, ale niestety znalazłam kilka minusów.

MINUSY
-największym minusem jest to, że płatki są bardzo cienkie (za cienkie!) i trochę za małe,
-rzeczywiście, są nasączone, ale mogłyby być nasączone trochę bardziej :),
-nie nadają się do demakijażu, a nawet trzeba się pomęczyć, żeby dobrze zmyć tusz.






























Czy polecam płatki? To zależy, do czego macie zamiar ich używać. Jeśli macie zamiar używać ich do demakijażu, lepiej poszukać kosmetyku w podobnej cenie, który ma za zadanie usuwać makijaż.
Kłamstwem by jednak było, gdybym stwierdziła, że płatki nie spełniają swojej roli :) Ich głównym zadaniem jest oczyszczanie, nie demakijaż, i rzeczywiście są do tego idealne.


wtorek, 17 marca 2015

SPA dla stóp - maska w formie skarpetek



Wreszcie nadchodzi wiosna! :) Z racji tego, że dzisiejszy dzień jest typowo wiosenny, postanowiłam zacząć przygotowywać swoje stopy na letnie dni.


Dziś recenzja maski do stóp marki ŚWIT. Oto, co obiecuje producent:
Innowacyjna maska dla stóp w formie skarpetek z płatkiem fizelinowym nasączonym masłem shea, witaminami E i F, olejkiem z drzewa herbacianego, miętą pieprzową, mocznikiem, proteinami kaszmiru, to intensywna kuracja regenerująco-nawilżająca stworzona z myślą o profesjonalnej pielęgnacji Twoich stóp. To ekonomiczny produkt, który pozwala na systematyczną pielęgnację w domowym zaciszu.

Cena: 14.99zł, Rossmann

Widoczne efekty po 30 minutach. Czy to prawda? Przekonajcie się sami.

Jak widzicie na zdjęciach poniżej, w opakowaniu znajdują się dwie foliowe skarpetki z fizelinową wkładką. Opis na opakowaniu głosi, że skarpetki są nasączone, jednak chyba bym się z tym nie zgodziła. Chodzi o to, że w niektórych miejscach widoczne są plamy lub kleksy z kremu, a to co innego niż nasączenie.
Do opakowania dołączone zostały dwie prostokątne naklejki, które zapewniają utrzymanie skarpetek na miejscu podczas chodzenia.





PLUSY
+ świetna alternatywa dla tradycyjnych masek do stóp i dla osób w ciągłym biegu. Nie trzeba siedzieć lub leżeć z uniesionymi nogami i uważać, czy czegoś się nie pobrudziło :) Można chodzić po mieszkaniu i zajmować się własnymi sprawami, a maseczka działa
+ ładnie pachną miętą
+ widocznie wygładzają i nawilżają skórę stóp
+ mają długotrwałe działanie, a efekty są widoczne przez długi czas

MINUSÓW BRAK -skarpetkom nie mam nic do zarzucenia, nawet, gdybym się bardzo starała. Działają naprawdę cudownie, długotrwale nawilżone i gładkie stopy, czy dużo wymagam?





Serdecznie polecam do wykonania takiego SPA, zwłaszcza pod koniec okresu zimowego, kiedy najczęściej nie pamiętamy o pielęgnacji stóp i je zaniedbujemy.



wtorek, 10 marca 2015

Coconut Miracle- Cudowny olejek kokosowy z witaminą E



Często podczas bezcelowego buszowania i przeglądania nowości w drogeriach natrafiam (i pewnie nie tylko ja:) na kosmetyczne niewypały, jak i perełki. Tym razem wybór padł na olejek kokosowy polskiej marki Efektima i na szczęście nie zawiodłam się na niej.



Od producenta:
Olejek kokosowy uznawany jest za "najzdrowszy olej na ziemi". Idealny do pielęgnacji skóry i włosów. Posiada właściwości odżywcze i regenerujące. Cudownie relaksuje i natychmiast poprawia kondycję skóry.


Skład:

COCOS NUCIFIERA OIL, ISONONYL ISONONANOATE (lekki emolient, który sprawia, że skóra staje się gładsza), CAPRYLIC/CAPRIC TRIGLYCERIDE (roślinne kwasy tłuszczowe), CYCLOPENTASILOXANE (lotny silikon), PARFUM, CYCLOHEXASILOXANE (silikon lotny), TOCOPHERYL ACETATE (antyoksydant, syntetyczna witamina), BENZYL BENZOATE (roślinny olejek eteryczny), BENZYL SALICYLATE (substancja zapachowa + UVB), COUMARIN (substancja o zapachu trawy).

Cena: 16,99 (Rossmann)

Jak widzicie, skład jest całkiem dobry. Plusem jest na pewno to, że olej kokosowy można znaleźć już na pierwszym miejscu.

Olejek ma piękny zapach, a wypróbowałam go jak na razie na czterech płaszczyznach; do nawilżenia twarzy, do demakijażu, do olejowania włosów oraz do nawilżenia ciała.

TWARZ
Muszę przyznać, że średnio radził sobie ze zmyciem makijażu, zabierało to po prostu więcej czasu, niż przy użyciu płynu do demakijażu.
Za to szczerze polecam olejek do nawilżania twarzy po demakijażu. Zdziwiłybyście się, ile makijażu jeszcze zostaje na cerze po przeprowadzeniu demakijażu :) Tutaj sprawuje się bardzo dobrze; usuwa resztki makijażu, których demakijaż nie zdołał usunąć i nawilża oraz wygładza twarz. Rano skóra jest delikatnie gładka i lekko nawilżona. Mam suchą cerę i dlatego nakładam trzy pompki kosmetyku, ale myślę, że nada się on też doskonale właścicielkom cer tłustych, które mogą nakładać mniej.
Olejek rozprowadzam po całej twarzy, włączając okolice oczu i same oczy. To dlatego, że lubię się łudzić, że moje rzęsy zaczną szybciej rosnąć ze względu na dodatek witaminy E.
Warto jeszcze dodać, że podkład bardzo ładnie rozprowadza się po skórze po nałożonym wcześniej olejku :) Beauty Blendery można wręcz rzucić w kąt.

CIAŁO
Olejek jest całkiem dobry do nawilżania skóry pod jednym warunkiem: jeśli nie jest ona zbyt sucha. Kosmetyk zdecydowanie nie poradzi sobie z nasilonym problemem przesuszonej skóry. Tak jak pisałam wcześniej- nawilża delikatnie.

WŁOSY
Z olejowaniem włosów kosmetyk również dobrze sobie poradził. Nie wysusza włosów; sprawia, że są lekkie; puszyste i nie zbijają się w strąki.

Opakowanie jest poręczne, tak jak spray, który na szczęście nie rozpryskuje olejku na wszystkie strony, lecz ładnie rozpyla w jednym kierunku.

Jeśli zastanawiacie się się nad kupnem olejku- dużo nie stracicie :) To dlatego, że ma on wszechstronne zastosowanie i jeśli nie poradzi sobie z włosami, na pewno zużyjecie go jako nawilżacz do ciała i twarzy, i na odwrót.


Jakie są Wasze ulubione olejki?

środa, 4 marca 2015

Podróbki Beauty Blender. Czy warto kupić?



Zapewne wiele z Was stało lub nadal stoi przed wyborem kupna oryginalnej gąbeczki BB. Osoba interesująca się kosmetykami nie może uważać się za ich prawdziwą maniaczkę, gdy nie słyszała o Beauty Blender. Zaciekawiona, o co tyle szumu, sama postanowiłam poszukać w Internecie jej odpowiedników, a tych wcale nie brakuje. Padło na opakowanie (uwaga!), aż czterech gąbeczek w cenie 20zł. Jestem już po tygodniu używania jednej z nich. Poniżej zestawienie plusów i minusów:)



Z niecierpliwością oczekiwałam na dotarcie paczki, a kiedy ją dostałam, prawie od razu przetestowałam. Pierwsze wrażenie? Strata pieniędzy. Gąbeczka nie nadaje się do nakładania podkładu na skórę suchą, gdyż tworzy smugi i zostawia plamy. Niezadowolona z zakupu odłożyłam podróbkę i dokończyłam makijaż, rozprowadzając podkład dłońmi. Następnego dnia nawilżyłam twarz i dałam gąbeczce jeszcze jedną szansę. Tym razem poszło o wiele lepiej. Podkład równomiernie wtopił się w skórę, nie było efektu maski, ani plam.
Tanie odpowiedniki z Allegro różnią się trochę od BB i zawierają lateks oraz nie powiększają się po zanurzeniu w wodzie.


PLUSY
-równomiernie rozprowadza podkład,
-cena (oczywiście mowa tu o odpowiednikach BB).

MINUSY
-pozostawia plamy i smugi podkładu na nienawilżonej cerze,
-bardzo ciężko je domyć,
-nakładanie podkładu trwa dłużej z użyciem gąbeczki niż przy nakładaniu dłońmi,
-sporo podkładu wsiąka w gąbeczkę. Trzeba być przygotowanym na to, iż Wasz ulubiony fluid będzie się kończył nawet dwa razy szybciej,
-są bardzo małe.

Dla mnie zakup gąbeczek był tylko zaspokojeniem ciekawości. Gdybym miała wybrać jeszcze raz; kupić odpowiednik, oryginalny Beauty Blender lub nie kupować w ogóle, na pewno wybrałabym trzecią opcję.



Dajcie znać, jak u Was sprawuje się Beauty Blender i czy posiadacie oryginalną wersję czy odpowiednik? Czy warto zainwestować oryginał?

środa, 25 lutego 2015

Kawowe peelingi nawilżające do twarzy i ciała



W dzisiejszym poście pokażę Wam dwa przepisy na najlepsze domowe peelingi nawilżające, których używam już od bardzo długiego czasu. Zawsze, gdy jestem w sklepie, półki ze scrubami i peelingami omijam szerokim łukiem. To dlatego, że kupowanie napakowanych chemią nie miałoby sensu, podczas gdy samemu można zrobić coś o wiele lepszego. Takie domowe peelingi świetnie nawilżają, a także zdecydowanie lepiej radzą sobie ze ścieraniem naskórka. Choć przyznam, że kosmetyki kupować uwielbiam, to do sklepowych peelingów na pewno nie wrócę :)

Do wykonania pierwszego peelingu potrzeba:
  • 1/2 szklanki oleju (możecie użyć dowolnego; kokosowego, z oliwek, jaki tylko posiadacie)
  • 1 szklanka cukru lub soli
  • 1 szklanka kawy
  • 1/2 łyżki cynamonu
Zrobienie tego peelingu długo nie trwa, polecam wszystkim zapracowanym i leniuchom :) Należy jedynie wymieszać wszystkie składniki i przełożyć do pojemniczka lub słoika, nie trzeba przechowywać w lodówce. Można stosować do twarzy jak i do ciała.


Do wykonania drugiego peelingu potrzeba:
  • 1/4 szklanki oleju (jak powyżej, może być dowolny)
  • 1/2 szklanka cukru lub soli
  • 1/2 szklanki kawy
  • 1/2 szklanka startego mydła lub drobno pokrojonego (mydło glicerynowe lub błotne byłoby najlepsze)
Jak widzicie, w przepisie i na zdjęciu widać małą rozbieżność w ilości kawy i cukru. To dlatego, że ilość kawy i cukru można dowolnie regulować. Jeśli nie jesteście kawoszami, do peelingu śmiało możecie wykorzystać cukier, to samo w przepisie wyżej. Ja nie zrezygnowałam z kawy ze względu na antycellulitowe i antyoksydacyjne właściwości. Najlepiej stosować tylko do ciała ze względu na to, że dość trudno rozprowadza się po delikatnej skórze twarzy.



Ta metoda jest trochę bardziej pracochłonna. Olej z mydłem umieścić w garnuszku i powoli podgrzewać do momentu roztopienia mydła. Odstawić na 10-15 minut i dodać resztę składników, wymieszać. Przełożyć do prostokątnej foremki (u mnie wyszła połowa foremki), docisnąć masę, odłożyć na 15 minut do lodówki i kroić w kwadraty. Przełożyć do pojemniczka lub słoika, nie trzeba przechowywać w lodówce.



poniedziałek, 23 lutego 2015

Bezy z oszukanym kremem czekoladowym


Z racji, że to mój pierwszy wpis, postanowiłam przywitać Was (no, może też i po części przekupić) słodkościami. Przecież każda z nas je uwielbia, prawda? Jeśli któraś odpowiedziała na to pytanie przecząco, zazdroszczę siły woli. Na szczęście, po zjedzeniu ciastek będziecie miały tylko połowiczne wyrzuty :) Wiadomo, bezy do najzdrowszych nie należą, aczkolwiek krem, który zyskał miano zdrowego odpowiednika Nutelli, to samo zdrowie. Na pewno wśród Was jest ktoś, kto już go robił, albo choć widział na innym blogu.


Składniki na 14 złożonych bez:
  • 5 białek
  • szczypta soli
  • 300g cukru
Białka ubijać z solą, stopniowo zwiększając obroty miksera. Gdy masa widocznie zgęstnieje i widełka miksera będą zostawiać wzorki na jej powierzchni, zmniejszyć obroty. Dalej ubijać, dodając co chwilę po łyżce cukru lub powoli wsypać w trzech turach. Gdy cukier się rozpuści, a masa będzie błyszcząca i ciągnąca, będzie to oznaka, że masa jest gotowa. Bezy wyciskać za pomocą szprycy i tworzyć koła o średnicy o około 7-10 cm. Piec 50-75 minut  w 135°.



Składniki na krem:
  • 1 większy banan
  • 1 avocado
  • 2 łyżeczki kakao

Wszystkie składniki dokładnie miksujemy za pomocą blendera lub malaksera i przekładamy do małej miseczki. Ten krem można traktować jako samodzielną przekąskę i z powodzeniem zaspokajać słodyczowy głód.



Smacznego i zapraszam do regularnego zaglądania! Już szykuję wpis kosmetyczny :)

~Aleksandra~